Pani Janina i Józef tuż po zakończeniu wojny przyjechali ze swoimi rodzinami z Kresów do Ośna Lubuskiego. Tam w 1946 roku zawarli związek małżeński. Szukając swego miejsca w nowym życiu przyjechali do Łeby w 1957 roku. Państwo Kossińscy z czwórką dzieci zamieszkali przy ul. Kościuszki 86, w najstarszym łebskim domu (aż z 1723 roku). Za drzwiami tego małego domu mieszka zwyczajna rodzina, pełna ciepła i życzliwości dla wchodzących w ich progi. Pan Józef był kolejarzem, pani Janina dorabiała szyciem. Warunki były skromne, choroba co jakiś czas nękała dom. Lecz siłą tej rodziny była i jest głęboka wiara.
Pani Janina emeryturę wypracowała w aptece. A prawie każdy zna Halinkę krawcową. To najstarsza córka Janiny i Józefa Kossińskich. Od zawsze silna podpora rodziny i sąsiadów. Wszystkie tu wydarzenia potrzebują serca i rąk Halinki, a ona nie szczędzi tej pomocy w każdy czas. Nawet kolejni księża przychodzą z potrzebami kościoła. Swoim klientkom Halinka zapewnia nie tylko ubranie na miarę, ale i obsługę „na miarę”, zależnie od sytuacji: idąc do przymiarki (a trzeba iść kilkakrotnie, po sakramentalnym pytaniu „na kiedy suknia jest potrzebna, o której ślub?”), otóż w trakcie przymiarki Halinka poczęstuje budyniem z cukinii, podzieli się przepisem na ciasteczka ze skwarków, a w razie potrzeby…zmierzy ciśnienie. Od ponad roku Halinka była troskliwą i cierpliwą pielęgniarką w ciężkiej chorobie ojca. Ojciec zmarł 10 października w wieku 88 lat, po 53 latach małżeństwa z panią Janiną. Smutek rozstania i śmierci nie zmącił życzliwości tego domu. Zwykła przymiarka u Halinki dalej jest niezwykłym spotkaniem ze zwykłymi, dobrymi ludźmi.
A na wigilijny stół Kossińskich Halinka z mamą i siostrą Zosią przygotują: mleko makowe i śliziki, śledzie pod kożuszkiem, śledzie w oleju, śledzie po żydowsku, galaretę z karpia, dorsza w zalewie pomidorowej, zupę z prawdziwków, naleśniki z pieczarkami, krokiety z kapustą i grzybami, łazanki z makiem, sałatkę jarzynową, kompot z suszu owocowego…