Gdzieś wśród nas

Ludzkie życie, ile ludzi, tyle ciekawych historii. Patrzymy na kogoś, żyjemy obok a tak właściwie nie znamy się. Czasami oceniamy ludzi na podstawie ich wyglądu, bo to co według jednych jest piękne, według innych płytkie i powierzchowne. Ale to kim jesteśmy wypływa nie tyle z naszego zewnętrznego wyglądu, ale z naszego działania na rzecz drugiego człowieka, z naszego stosunku do niego, z naszego serca, życzliwości i umiejętności współżycia, także empatii. Wpływ na geny mamy niewielki, ale na całą resztę jak najbardziej. W tym miejscu chciałabym opowiedzieć o mojej sąsiadce, niezwykle sympatycznej i życzliwej osobie – pani Magdalenie Niedzielko, mieszkance Łeby od 1998 r. Poznałyśmy się dzięki naszym pieskom, podczas spacerów pani Magdaleny z Ciapkiem, nieodłącznym przyjacielem, który towarzyszył Jej przez 11 lat. Ale oddaję głos Pani Magdalenie: Rodzice moich rodziców pochodzili ze wschodu, Polski nie było w ogóle.

Dziadkowie ze strony ojca mieszkali pewien czas w Petersburgu i tam urodził się tata i reszta rodzeństwa, a mama pochodziła z Wilna, bo dziadek był Naczelnikiem stacji w Wilnie na Warszawsko-Wileńskiej Kolei Żelaznej. ”A potem jak wybuchła Polska”- jak zapisała mama w swoim pamiętniku i jedna, i druga rodzina znalazła się w Polsce. Rodzice spotkali się na Wiśle w Warszawie – tata Władysław uprawiał żeglarstwo a mama Jadwiga wioślarstwo.

A w ogóle tata mieszkał sporo lat w Wilnie, tam skończył konserwatorium, był śpiewakiem operowym, miał wielką karierę przed sobą, ale tak jak to było zawsze w Polsce, trzeba było mieć najpierw uznanie za granicą, dopiero potem przyjechać do Polski. W tym czasie umarł jego profesor a miał mu dać jakieś listy polecające na zachód, no i nic z tego nie wyszło. Tata przeniósł się potem do Warszawy, tam się spotkali z mamą , pobrali się i urodziły się dzieci. Po wojnie rodzice zdecydowali, że już nie chcą mieszkać w Warszawie, że nad morze. Tata jeszcze w czasie wojny trafił do niewoli, tam stracił głos, bo zachorował na bronchit, ale dzięki temu, że miał dobry słuch to w wojsku był radiotelegrafistą na okręcie wojennym, na Pinie/flota rzeczna na wschodnich rubieżach/. Został radiooficerem, przyjechał na wybrzeże i zaczął organizować Ligę Morską Kolonialną w Sopocie w 1945, zaraz po wojnie.

Ale wcześniej robili spływ Wisłą kajakami z Warszawy do Gdańska. Przywiózł nam do Warszawy wodę morską w butelce, kazał wypić “bo będziecie tam mieszkali nad morzem , więc musicie znać smak wody”. No i zaraz w październiku 1945r. przenieśliśmy się z Warszawy do Sopotu. W latach 1948 -1950 tata zajmował się organizowaniem Państwowej Szkoły Jungów przygotowującej młodzież do pracy i życia na morzu. Najpierw w Dziwnowie, Darłowie a potem w Łebie /to było prawdopodobnie gdzieś za mariną/. 27 kwietnia 1950r. wyjechał do Trójmiasta i zaczął pracować w Polskiej Marynarce Handlowej a później w Polskich Liniach Oceanicznych /PLO/.

Ja natomiast pracowałam w przemyśle okrętowym. Ponieważ z wykształcenia jestem bibliotekarką, więc pracowałam w bibliotece przemysłu okrętowego w Gdańsku/”zieleniak”/. Następnie przez półtora roku poza przemysłem okrętowym. Pracowałam również w szkole podstawowej ucząc tańca. Okres mojej pracy w przemyśle trwał od 1965 – 1988r. Przed wprowadzeniem stanu wojennego w grudniu 1980 r. wróciłam do przemysłu okrętowego i rozpoczęłam pracę w stoczni gdańskiej jako asystent dyrektora naczelnego d/s współpracy z zagranicą. Ani jednego dnia nie przepracowałam na tym stanowisku, ponieważ byłam oddelegowana do Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Poległych Stoczniowców. A potem był 13 Grudnia i nie mogłam wrócić do pracy przez długi czas, tylko przynosili mi kartki i pieniądze “na bramę”.

To było zaraz po stanie wojennym, nie wpuszczali nas do pracy na teren stoczni.

Do szkoły powszechnej chodziłam za czasów stalinowskich, potem w Gdyni do Urszulanek, wkrótce odebrano im prawo nauczania, więc przeniosłam się do Sopotu, do II Licem Ogólnokształcącego im. Bolesława Chrobrego. W pewnym okresie mama mnie wysłała do Franciszkanek, do Chojnic tak, że z niejednego pieca zakonnego chleb jadłam. Przed moim odejściem z Chojnic przegadałam całą noc z siostrą Ignacją. Powiedziała mi takie rzeczy, których mi żaden wychowawca w szkole nie powiedział “żebyś nie kradła, nie kłamała, żebyś przyzwoicie żyła”.Tego od żadnego wychowawcy w szkole nie usłyszałam, ale od zakonnicy tak. Jej rady oraz powiedzenie -”zdrowa ryba nigdy nie płynie z prądem, tylko pod prąd”- pamiętam do dziś. A ludzie dzisiaj żyją tak, jakby Boga nie było. Ale gdyby nie było Boga naprawdę, to Jego “przeciwnicy” nie mieliby z kim walczyć. Jeżeli dawniej, ktoś miał coś na sumieniu, to się wstydził, żeby nikt się o tym nie dowiedział, a obecnie każdy jeszcze się z tym obnosi, nawet publicznie, w mediach.

Trochę studiowałam, ale skończyłam studium bibliotekarskie, grałam na pianinie, która to umiejętność przydała się do pisania na maszynie. Nawet kiedyś żyłam z pisania – miałam dwie maszyny, ruską i polską, za ruski tekst płacili dużo więcej.

Kilka słów o mojej mamie – moja mama była wspaniałą, mądrą kobietą, do której lgnęli ludzie. Nigdy na nikogo nie pozwoliła powiedzieć złego słowa, w każdym potrafiła dostrzec coś dobrego. Mama nauczyła mnie pokory- cechy, której miała bardzo dużo. Jej zasadą było: “z dużych problemów rób małe, a z małych żadne”. Najważniejsze u nas w domu były uczucia, nie finanse.

Przeszłam na emeryturę, doszłam do wniosku, że z tej emerytury w Sopocie nie wyżyję, więc kupiłam mieszkanko w Łebie z maleńkim ogródkiem. Dużo życzliwości ludzkiej tu zaznaję, tak więc dobrze wybrałam, nie żałuję tego. No, że akurat tak wyszło z oczami, jak wyszło to trudno.

Teraz tylko się marnuję bo nie mogę ani czytać, ani pisać, ani haftować, ani na drutach, przez ten wzrok…

Chciałabym dodać, że Pani Magdalena straciła jakiś czas temu wzrok, ale nadal jest osobą bardzo pogodną, życzliwą, wrażliwą, otwartą na drugiego człowieka, potrafi pięknie gawędzić i można Ją słuchać godzinami. Jest człowiekiem o wysokiej kulturze osobistej i moralnej.

Wspomnienia Pani Magdaleny Niedzielko,
aby je ocalić od zapomnienia spisała
Danuta Świerk