Stanisława Najmuła

Stanisława Najmuła z domu Kozdęba urodziła się 12.11.1940 roku w miejscowości Olesiów na dawniejszych terenach ZSRR. Mama Eleonora Miler i tata Mieczysław Kozdęba mieli czworo dzieci: dwie dziewczynki i dwóch chłopców. Obecnie zostały dwie siostry.

Na czas wojny ojciec został wezwany do wojska. Jako osadnik wojskowy, ojciec wraz z rodziną zostali przerzuceni do Jeleniej Góry, gdzie mieszkali przez dwa lata. Następnie ciocia, ojca siostra, ściągnęła całą rodzinę do Nowej Wsi Lęborskiej.
Jak wspomina Pani Stasia, rodzeństwo się uczyło, a ona, jako najstarsza pracowała z rodzicami na gospodarstwie. Jak była pogoda, to trzeba było pracować koło domu i przy gospodarce, a jak padał deszcz, to chodziła do krawcowej, aby uczyć się szycia, co przydało się w późniejszym czasie.

Marian Najmuła mieszkał w Kostkowie pod Wejherowem i pracował jako kierowca wożąc ludzi do pracy w lesie. Przez sąsiada jej rodziców i pod pozorem kupienia czegoś z gospodarstwa, upatrzył sobie pracowitą Stasię i zaczął częściej przebywać w ich domu. Nie przeszkadzało mu też w wolne dni dojeżdżać rowerem z Chrzanowa do Nowej Wsi. Pani Stasia ze śmiechem opowiadała, że jej przyszły mąż częściej rozmawiał z jej mamą niż z nią samą. Widocznie jednak „dobili targu”, bo mama „sprzedała” córkę Marianowi i w wieku 20 lat Stasia Kozdęba została Stanisławą Najmułą.

Po ślubie zamieszkali u męża w Chrzanowie. Z Chrzanowa przyjechali do Nowęcina, a stamtąd w 1965 roku do Łeby. Pierwsze ich mieszkanie było przy ulicy Wybrzeże 16. Mieszkali tam państwo Chociołowscy, Kubisowie i na samej górze Najmułowie z synem. Po wykupieniu terenów przez „Rybmor” budynek został rozebrany, a rodziny przeniesione. W 1981 roku zmarł mąż Pani Stasi i wtedy komisyjnie przeniesiono ją i syna do domu przy ulicy Bieruta (obecnie 11 Listopada). Z dowodu Pani Stasi można sobie przypomnieć, że zmiany nazw poszczególnych ulic w Łebie miały miejsce w 1990 roku.

Pani Stanisława cieszy się swoim synem, synową i wnukami. Wnuczek ma 26 lat i obecnie mieszka za granicą. Wnuczka ma 23 lata i nadal się uczy. Syn mieszka w Koszalinie i 2-3 razy w miesiącu odwiedza swoją mamę, aby nanosić jej drzewa, gdyż mieszkanie na samej górze jest kłopotliwe, szczególnie, gdy trzeba dźwigać wiadra z węglem czy drzewem.

Każdy wiek ma swoje prawa, więc i pani Stasia ma problemy zdrowotne, ale radzi sobie jak może. W domu nie siedzi bezczynnie, zawsze coś robi. Jak nie serwetki na szydełku, to poduszki, bo ze względu na wzrok szyć już nie może. Swoją skromną rentę dzieli tak, aby starczyło na życie i jeszcze co roku wspomaga Caritas, szykując własnoręcznie wykonane palmy do święcenia, które są sprzedawane przed kościołem.

Pani Stasia tak opisuje swoje życie: „20 lat byłam panną, 20 lat mężatką, a 35 lat jestem sama”.

Pani Stasiu ma Pani dobrego syna, synową i wnuki. Życie to twarda szkoła, a przysłowie mówi, że „trzeba twardo stąpać po ziemi, aby dojść do Nieba”. Życzę Pani pogody ducha, zdrowia, pociechy z wnucząt, obfitych łask Bożych i opieki Matki Najświętszej na każdy dzień.

Szczęść Boże!