Katarzyna i Wawrzyn Telega to rodzice czternaściorga dzieci. W tej wielodzietnej rodzinie jako jedenaste dziecko 19.07.1922 roku w Sławoszewie (poznańskie) przyszła na świat Stefania Telega-Kupicz.
Do 1937 roku mieszkali w tej miejscowości, następnie przeprowadzili się do Nowego Miasta. Po wybuchu wojny w 1939 roku już w październiku nazwy polskich miast zmieniają się na niemieckie. Nowe Miasto to Neustadt an der Warthe. Od 14 roku życia rejestrowano już do pracy. Aresztowania, przesiedlenia, nakazy pracy.
W wieku 17 lat pani Stefania również dostała nakaz pracy w ogrodnictwie w miejscowości Klęka. Tam przebywała i pracowała do zakończenia wojny. Następnie rozpoczęła pracę jako kierowniczka Polskiego Czerwonego Krzyża. Nie było to tylko zarządzenie zza biurka, ale ciężka praca od 4 rano. Poszukiwania w piwnicach po Niemcach za ziemniakami, a i inne towary też trzeba było zdobyć na różne sposoby. Wracający z obozów pracy, z wygnania mogli liczyć na talerz ciepłej zupy i czasem kromkę chleba. Potrawy nie były wyszukane z wiadomych powodów, ale wdzięczność tych, którzy korzystali z tej formy pomocy ogromna! Pewnego razu wybrała się do swej siostry do Katowic i szukając ulicy, gdzie miała się udać zapytała pewnego wojskowego o prawidłowy kierunek i tak nastąpiło zapoznanie, jak się potem okazało, z przyszłym mężem.
Paweł Kupicz w poszukiwaniu pracy i mieszkania przyjechał do Nowęcina i wkrótce za nim przybyła pani Stefania. Pierwszy proboszcz Mieczysław Cieślik udzielił im ślubu 18.04.1946 roku w kaplicy w Łebie (obecnie kino „Rybak”). Mąż pracował przy umacnianiu brzegów morskich, a następnie jako rybak.
W 1948 roku zamieszkali w Łebie przy ulicy Świerczewskiego (teraz Nowęcińska), a w latach 50. przy ulicy Brzozowej. Tu w Łebie kolejno przychodzili na świat ich synowie: Jan, Ryszard i Andrzej. Pani Stefania jeszcze w sezonach letnich prowadziła stołówkę dla wczasowiczów. Mąż odszedł do wieczności w 1995 roku.
Pani Stefania nie czuje się samotna, bo mieszka w pobliżu swych dzieci, które kocha i jest przez nich kochana. Jest babcią 7 wnucząt i 6 prawnucząt. Cieszy ją to, że jest samodzielna, sama może zrobić i w domu i koło siebie. Na pewno nieliczni wiedzą, że pani Kupicz bardzo dba o porządek przy krzyżu na cmentarzu. Co tydzień w piątek lub sobotę jedzie swoim rowerem na grób męża i zarazem zrobić porządek wokół krzyża. Jak sama mówi, że nie zawsze chce się, ale coś lub ktoś ją ponagla, żeby jechać i robić swoje. Powiedziała, że całe jej życie było trudne i ciężkie, ale teraz na starość jest szczęśliwa.
Pani robi swoje nie na pokaz, ale z potrzeby serca i chwała Pani za to. Przypadkowo zaszłam do Pani domu, zostałam życzliwie przyjęta, wysłuchałam z wielką ciekawością o kolejach losu z Pani życia za co bardzo dziękuję.
Powiedzenie mówi, że małe bogactwo przychodzi z pracy, ale wielkie z nieba. Święty Ambroży kiedyś powiedział: ”Bóg nie patrzy na to co dajemy, ale na to, co zostawiamy po sobie”.
Pani robi wiele dobrego i nie potrzebuje poklasku!
Szczęść Boże!