Wawer Bolesław

Wawer Bolesław

Niektóre z otaczających nas przedmiotów traktujemy w sposób szczególny. Jako ich użytkownicy zauważamy, że czujemy się z nimi emocjonalnie związani. Czasami decyduje o tym artyzm ich wykonania i łącząca się z tym wartość materialna. Niekiedy jednak wyjątkowo cenimy przedmiot nie przedstawiający w sposób wymierny żadnej wartości. W tym przypadku o naszym sentymencie decydują z całą pewnością wspomnienia mu towarzyszące.

Niedawno, podczas oczekiwania na przyjęcie w biurze parafialnym, spotkałam Pana Wawra. Trzymał w dłoni różaniec, który natychmiast przykuł moją uwagę. Instynktownie zdałam sobie sprawę, że właściciel darzy go szczególną estymą. Czułam emanujące od niego „ciepło” i ten szczególny związek żywego z nieożywionym. Pomyślałam o nich, (bo w tym momencie wydali mi się jednością) – oto paciorki jednego różańca.

W 1939 roku matka Pana Wawra podarowała idącemu na wojnę synowi różaniec kupiony na odpuście w Kodniu. Pewnie miał go chronić od złego podczas służby w kawalerii. I chronił, bo pomimo ran, jakie odniósł podczas niemieckiego nalotu, jednak przeżył. Wrócił do żony, dochowali się czwórki dzieci. Całe życie pracował na roli. Zarówno lata wojny, jak i te późniejsze, aż do przyjazdu do Łeby w 1967 roku, nie były latami łatwymi. W następnych latach rodzinę nie tylko nie omijały nieszczęścia, lecz jak gdyby szczególnie ją sobie upodobały. Panu Bolesławowi los nie szczędził zmartwień. Przeżył ciężką chorobę córki, śmierć syna, synowej, wnuczka i żony, z którą w zgodzie i miłości przeżył 56 lat. Po takich przeżyciach załamują się najtwardsi ludzie. Co sprawiło, że Pan Wawer nie ugiął się pod brzemieniem nieszczęść? Nie mam wątpliwości, iż decydowała o tym niezłomna wiara w Bożą Opatrzność i opiekę Matki Boskiej. Od 62 lat nosi ciągle przy sobie matczyny dar serca, ów wspaniały różaniec, który był niemym świadkiem chwil radości i smutku, wiernym pocieszycielem w chwilach tragicznych. Bez wątpienia wpływał na postawę Pana Bolesława, który pomimo 87 lat życia pozostał człowiekiem niezwykle pogodnym i życzliwym. Dopóki sił starczyło działał społecznie. Znalazł cudowną receptę na starość, odrzucił zgorzknienie, zaufał sprawiedliwości Bożych wyroków i pozostał aktywnym człowiekiem. Radości życia w nim tyle, ile próżno szukać u wielu nastolatków. Cieszy się, że ma blisko do kościoła, bo często uczestniczy we Mszy Świętej, oczywiście z różańcem w ręku.