Jadwiga Suchocka urodziła się w 1908 roku w Poznaniu. Była najmłodsza w licznej rodzinie. Przed wojną mieszkała z mężem w Gdyni. Mąż w czasie wojny był w obozie niemieckim. Wrócił do domu chory.
Po wojnie Suchoccy przyjechali do Łeby, gdzie zamieszkali przy ul. Powstańców Warszawy. Urodziły się im dzieci: córka Mirosława i syn Mieczysław. Mirka wyjechała do Warszawy i wyszła za mąż za Zbigniewa. Miała z mężem syna Piotra, który będąc w wojsku zachorował i zmarł. Zmarł również mąż Mirki. Jej brat Mieczysław z żoną Jadwigą i córką Mariolą mieszkali we Wrzeszczu. Mietek już nie żyje.
Jadwiga Suchocka po śmierci męża zamieszkała przy ul. Brzozowej w domu pani Gertrudy Piotrowskiej. Ja do Łeby przyjechałam z Górek Wschodnich z mężem Zbyszkiem w 1966 r. i też zamieszkaliśmy w domu Gertrudy Piotrowskiej. Tu urodzili się nasi synowie Adam i Maciej.
Wszystkie dzieci kochają swoje babcie… Moja mamusia zmarła, gdy ja miałam trzy miesiące, a babcia Szymanowska przed urodzeniem się Adama. Dlatego Jadwiga Suchocka została babcią naszych dzieci i członkiem rodziny.
Miała mocną osobowość, umiała prawidłowo ocenić ludzi. Z jej postacią wiązały się anegdotyczne zdarzenia. Oto kilka z nich:
Były rekolekcje i ksiądz głosił naukę, na końcu której zapytał wiernych: Czy wiecie, po co kobietom jest szminka? Bo działa na chłopów jak płachta na byka! Babcia zareagowała głośnym śmiechem, a w ślad za nią pozostali wierni.
Liczni łebianie mieli dawniej krowy i wypasali je na łąkach za zabudowaniami. Na te łąki prowadzili je ulicami, na których zostawały krowie placki. Babcia elegancko ubrana wyszła na ulicę i szła, nie patrząc pod nogi. Szła i… wdepnęła. Wróciła do domu i zrobiła awanturę mężowi: – Przywiozłeś mnie na wieś, gdzie krowy chodzą ulicami! – Krowy mają prawo chodzić ulicami – spokojnie odparł mąż – a ludziom do tego celu służy chodnik.
Babcia i ja z dziećmi poszliśmy na obiad do „Mewy”. Na sali było kilku amatorów piwa. Babcia dokładnie wybierała miejsce, żebyśmy dobrze widzieli salę i cofając się między krzesłami wpadła na scenę. Wskutek tego upadku piwosze mieli ubaw widząc Babcine koronki, a Babcia…zbity bark.
Była wyjątkowa i bardzo kochana. Każdej jesieni pakowałam Jej ubrania, bo jechała na zimę do Mirki. Ostatni raz w 1989 roku. Zmarła w 1990 roku. Syn Adam był na pogrzebie. Będąc przejazdem w Warszawie, zapaliliśmy znicz na Jej grobie. Babcia zawsze będzie w naszych sercach.