Rodzina Klimowiczów

Rok 1957 jest dla mnie rokiem szczególnym . W roku tym wraz z moimi rodzicami Weroniką i Franciszkiem Klimowicz, moją siostrą Marysią oraz babcią ze strony taty Marią, która zmarła w późniejszych latach przez przewlekłą chorobę oraz tęsknotę za swoimi rodzinnymi stronami, po raz pierwszy przyjechałam do Łeby. Miałam wtedy 6 lat, a moja siostra 3. Powodem naszego przyjazdu była ogromna tęsknota za rodziną, która wcześniej zamieszkała w Łebie. Przybyliśmy do tego urokliwego miejsca ze znacznie oddalonej wioski Mosznie, która znajdowała się w województwie białostockim, powiat Wołkowysk.

W dniu naszego przyjazdu cała nasza rodzina wyczekiwała nas od samego rana. Gdy w końcu przyjechaliśmy, to okrzykom radości, łzom wzruszenia czy też milionom uścisków nie było końca. W Łebie mieszkała większa część naszej rodziny ze strony mamy, a więc babcia Helena Kijaczko, siostra mamy Leonarda Wincewicz wraz ze swoją rodziną oraz bracia Czesław i Mieczysław Kijaczko. Początkowo zamieszkaliśmy z babcią Heleną przy ulicy Kościuszki. Po jakimś czasie przenieśliśmy się na ulicę Świerczewskiego 13, a ostatnim naszym adresem zamieszkania był dom przy ulicy Świerczewskiego 5A.

W Łebie żyło nam się dobrze. Tata początkowo pracował w Spółdzielni X-lecia PRL, która jakiś czas później zmieniła nazwę na “Rybmor”. Pracował on przy przeładunku oraz przy wędzeniu ryb.

Mama zajmowała się domem, dziećmi i gospodarstwem. Mieliśmy kury i trzodę chlewną. Po przyjeździe do Łeby urodzili się brat Mirosław oraz siostra Barbara. Gdy cała nasza czwórka była już nieco starsza oraz bardziej odpowiedzialna, mama rozpoczęła pracę w szkole podstawowej jako sprzątaczka.

Ukończyłam technikum rachunkowości rolnej w Lęborku, dzięki czemu mogłam odbyć praktyki w “Rybmorze”. Mój brat Mirosław został oficerem Wojska Polskiego, siostra Barbara fryzjerką, a siostra Maria kelnerką. Rodzice byli bardzo dumni z naszych osiągnięć oraz z tego, jak udało im się nas wychować.

Po zmianie miejsca zamieszkania przeze mnie i moje rodzeństwo, rodzice nie mogli się doczekać naszych kolejnych wizyt z nowymi członkami naszej rodziny: wnukiem Arkiem oraz wnuczkami Dorotą i Joanną. Dziadkowie kochali swoje wnuki tak bardzo, że w każdym okresie wakacyjnym zabierali ich do Łeby.

Rodzice zmarli w Toruniu: mama w 1993 roku, a tata w 2010. Tam też są pochowani.

Ja i moje rodzeństwo jesteśmy rozrzuceni po całej Polsce. Ja i moja siostra Basia wraz z naszymi rodzinami osiedliliśmy się w Toruniu, siostra Marysia zamieszkała ze swoją rodziną w Gdańsku, a brat Mirosław przeniósł się do Czerwieńska/k. Zielonej Góry i tam założył rodzinę. Pomimo odległości jakie nas dzielą, nasze relacje nie uległy pogorszeniu, a nawet bardziej się zacieśniły. Za każdym razem, gdy spotykamy się podczas rodzinnych uroczystości, z wypiekami na twarzy wspominamy miasto naszego dzieciństwa, którym była Łeba. Przede wszystkim ciepło wspominamy wspólne zabawy nad brzegiem morza, celebrowanie wszystkich świąt w rodzinnym gronie takich jak choćby wigilia, która początkowo odbywała się u cioci Loni – siostry mojej mamy, a później już w naszym rodzinnym domu. Na wigilijnym stole zawsze królowały tradycyjne wschodnie potrawy.

Muszę się przyznać, iż do dnia dzisiejszego pojawiają się na mojej twarzy łzy wzruszenia na myśl o moich młodzieńczych latach spędzonych w Łebie.