„Kłońmy się krzyżom zwalonym, srebrnej dalekości, dalekiej przeszłości”
Antoni Sokólski
W lutym ubiegłego roku otrzymałem e-mail z Instytutu Yad Vashem z prośbą o pomoc w odszukaniu krewnych Antoniego Sokolskiego. Jak napisano w wiadomości „Antoni Sokólski przez okres prawie 2 lat dał schronienie Żydom z Knyszyna. Mieszkał w gospodarstwie obok wsi Grądy. Uratował Altera Drzewko, jego żonę Ester z domu Rotenberg syna Majera i córkę Miriam. Ocalona Miriam Drzewko Winer mieszka w Boliwii i ona złożyła zeznanie na ten temat. Żadnych informacji o Antonim Sokólskim nie mamy.”
Przypomniała mi się sprawa Czesława Dworzańczyka z Knyszyna, który w 2008 roku został uhonorowany tytułem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”, wtedy szybko udało mi się odszukać jego krewnych.
Wydawało się, że i tym razem będzie łatwo. Dość szybko udało mi się ustalić, że na kolonii wsi Grądy mieszkał Antoni Sokólski, który w 1942 roku miał 38 lat. Na pierwszy rzut oka wszystko się zgadzało. Po rozmowie z dziećmi Antoniego okazało się, że rodzice nigdy nie mówili o swojej pomocy Żydom. Moi rozmówcy sugerowali, że może chodzić o kogoś innego. Wydawało się, że sprawa utknęła w martwym punkcie. Po kilku dniach Wiesław Jeleniewski powiedział mi, że na kolonii Mierestki mieszkał inny Antoni Sokólski, który po wojnie wyjechał, prawdopodobnie do Łeby. Jego relacja jest następująca:
„Antoni Sokólski przechowywał Żydów w kryjówce zbudowanej w stajni połączonej z domem. Drugą kryjówką była ziemianka w lesie, obok niej przepływał strumień.”
Natychmiast napisałem e-mail do burmistrza Łeby, który odpisał, że Antoni Sokólski zmarł 4 października 2008 r., zostawił syna i córkę. Po otrzymaniu tego potwierdzenia wszystko potoczyło się już szybko. W internecie znalazłem kontakt do Ryszarda Sokólskiego, syna Antoniego, który w rozmowie telefonicznej potwierdził, że jego rodzice mieszkali na kolonii Mierestki i ukrywali Żydów w czasie wojny.
W czerwcu 2011 r. Ryszard Sokólski odwiedził Knyszyn i miejsce w Mierestkach, gdzie mieszkał razem z rodzicami. Ich dom stał niegdyś na skraju lasu, były tu też budynki gospodarcze, w których przez dwa wojenne lata jego rodzice ukrywali knyszyńskich Żydów. Ryszard Sokólski pokazał mi wtedy zdjęcia rodziców, artykuł pt. „Ostatni co tak wiersze składa” i lakoniczną informację spisaną przez matkę, Amelię o następującej treści: „listopad 1942 1944, 29 lipca wyszli Drewko + żona + córka + syn i Kagan = 2 rodziny…”.
Artykuł pt. „Ostatni co tak wiersze składa” ukazał się 15 marca 1990 r. w Tygodniku Pomorza „Zbliżenia” i poświęcony jest poetyckim zamiłowaniom Antoniego Sokólskiego, który miał naturalne i spontaniczne zdolności do rymowania. Autor artykułu pisze o Antonim Sokólskim w następujący sposób: „Mieszka teraz z żoną Amelią w samym środku Łeby, w starym zabytkowym domu. Chociaż liczy sobie 76 lat i słuch zupełnie stracił, wiersze jeszcze składa i w samym środku Łeby prowadzi swoje małe gospodarstwo.Odkąd zaczął układać rymy, a trwa to już ponad ćwierć wieku, nie przejmuje się niczym. Zawsze pogodny, wesoły, beztroski. Żyje tylko swoją ziemią, konikiem, którego ciągle jeszcze trzyma i poezją. Wszystko co najważniejsze na głowie pani Amelii. Latem wiersze składa za pługiem w polu. Zimą wsiada w pociąg, dawne miejsca odwiedza, potem opisuje. … Wszystko rymuje. Prawie 1000-letnią historię Polski może w swoich wierszach opowiedzieć…”
Antoni Sokólski przed wojną odbył zasadniczą służbę wojskową w Wilnie, z wojska wrócił w 1938 r. Wtedy ożenił się z Amelią z domu Klimowicz. We wrześniu 1939 r. walczył w szeregach pułku grodzieńskiego. Do końca wojny Sokólscy mieszkali w Mierestkach, wtedy urodziły im się dzieci (Ryszard i Irena). Po wojnie znaleźli swoje miejsce w Łebie. Do dziś są szanowanymi obywatelami tego miasta. Antoni Sokólski bardzo lubił odwiedzać Mierestki, swoją ojcowiznę, rodzinne siedlisko i otaczający je las. Wiele lat po wojnie, ten człowiek o duszy poety, postawi tu pamiątkowy krzyż z napisem: „Kłońmy się krzyżom zwalonym, srebrnej dalekości, dalekiej przeszłości. Za Bożą opiekę w latach wojny i okupacji dzięki Ci Panie. A. Sokólski”.
Widzimy jak to miejsce było mu drogie, jak wiele wiązało się z nim wspomnień. Warto zastanowić się, dlaczego opuścił je w 1945 roku? Córka, Irena domyśla się tylko, dlaczego wyjechali, bo rodzice nigdy o tym nie mówili.
Pani Irena przesłała mi swoje wspomnienia, stare zdjęcia i dwa listy (spośród wielu), które jej matka otrzymała po wojnie od mieszkającej w Boliwii, ocalonej Ireny Winer. Pani Winer pisze w nich o codziennych sprawach, rodzinie i pracy, troskach i radościach życia codziennego. Wspomina dzieci państwa Sokólskich, które w 1944 roku miały po 2 i 4 lata. Odnosi się wrażenie, że utrzymywanie tej korespondencji było dla niej bardzo ważne.
Oto wspomnienie Ireny z rozmów z rodzicami na temat przechowywania Żydów w czasie wojny: „Rodzice moi, Antoni Sokólski (19.V.1914 – 4.X.2008) i Amelia Sokólska (22.IV.1921 – 2.X.2009) mieszkali na kolonii Mierestki pod Grądami. Za domem był las, z którego przyszły do rodziców dwie rodziny żydowskie, które moi rodzice przyjęli. W dzień przebywali w kryjówce, a nocami wychodzili i mogli przebywać w domu. Było to możliwe, ponieważ rodzice mieli psa, który inaczej szczekał na sąsiadów, inaczej na Niemców a inaczej na bandy czy partyzantów. (Rodzice rozróżniali bandy od partyzantów). Pies ostrzegał ich na 5 minut przed najściem, tak, że można było przygotować się na przyjęcie obcych.
Tatuś opowiadał, że kiedyś wpadli Niemcy i szukali wszędzie Żydów. Na szczęście dla wszystkich nie znaleźli ich. Po wojnie, nie wiem w jaki sposób, wydało się, że rodzice przechowywali Żydów i zaczęły nachodzić ich różne bandy. … Kiedyś zapytałam mamę, czy nie bała się o swoje życie. Mama powiedziała, że się bała, ale jedna z Żydówek zaklinała ją na głowę swoich dzieci. Mama bojąc się o los mojego brata i mnie zdecydowała się ich przyjąć (tym bardziej, że wśród nich była młoda dziewczyna, która miała na imię tak jak ja Irena). Po wyjściu z kryjówki u rodziców Żydzi doczekali wyzwolenia (sierpień 1944 r. K.B.) chroniąc się w lesie. Rodzina Ireny wyjechała z Polski do Boliwii, gdzie założyła fabrykę swetrów. Więź z tą Ireną trwała chyba do 1953 lub 1954 r. Co stało się z drugą uratowaną rodziną nie wiem, ale mama mówiła, że widziała tą drugą Żydówkę po wojnie w Białymstoku. Cała ta sprawa jest już dla mnie prehistorią. Historia skończyła się wraz ze śmiercią rodziców, którzy byli wspaniałymi, uczciwymi ludźmi przez całe swoje życie”.
Informacje, dokumenty i zdjęcia uzyskane od Ryszarda i Ireny przesłałem do instytutu Yad Vashem w Jerozolimie.
29 grudnia otrzymałem z Instytutu wiadomość, że 11 października 2011 roku Antoniemu i Amelii Sokólskim został przyznany tytuł „Sprawiedliwych wśród Narodów Świata” za pomoc, którą okazali Żydom z narażeniem własnego i swoich bliskich życia w czasie okupacji hitlerowskiej, podczas II wojny światowej.
Medal i dyplom będą wręczone najbliższej rodzinie „Sprawiedliwych” podczas uroczystej ceremonii, a imiona i nazwiska osób odznaczonych zostaną wyryte na „Ścianie Honorów”, która znajduje się w Yad Vashem, w Jerozolimie.
Krzysztof Bagiński
Od redakcji: Amelię i Antoniego Sokolskich wypatrzyłam na wykazie Polaków Sprawiedliwych wśród Narodów Świata opublikowanym w marcowym wydaniu tygodnika „Uważam Rze”. Dwukrotnie pytałam Pana Ryszarda Sokólskiego o tę historie rodzinną. Pan Rysiek niechętny był nadawaniu rozgłosu sprawie, ale gdy powołałam się na wyżej wspomnianą publikację, a także nawiązany kontakt z Knyszyńskim Towarzystwem Regionalnym, którego wiceprezes współpracował z Instytutem Yad Vashem w sprawie Sokólskich, to zgodził się na przedstawienie historii łebianom. Historię opisał sam Krzysztof Bagiński, wspomniany wiceprezes Knyszyńskiego Towarzystwa Regionalnego, a jednocześnie zastępca burmistrza Knyszyna i redaktor naczelny miesięcznika „Nowy Goniec Knyszyński”. Autor zgodził się, aby artykuł został opublikowany w „Ichtys”, za co serdecznie Jemu dziękuję.