Za chlebem na „ziemie odzyskane”

Zdjęcie wykonane w Łebie w czerwcu 1946 roku. Przedstawia rodzinę Kurowskich i Dańdów. Stoją od lewej: Franciszek i Stefania Kurowscy, Eugenia Dańda, Leonarda Kurowska, Wiktoria Dańda (po pierwszym mężu Kurowska, matka Franciszka Kurowskiego), Dańda Ludwik (ojczym Franciszka) oraz synowie Stefanii i Franciszka Kurowskich – Edward i Tadeusz.

Cała rodzina stoi przed sklepem kolonialno- spożywczym, który mieścił się przy ul. Rynkowej, obecnie Powstańców Warszawy 18, a którego właścicielem był Franciszek Kurowski. Nasza rodzina przyjechała do Łeby w czerwcu 1945 roku ze Śledziejowic k. Wieliczki. A było to tak:

Ludwik Dańda ze swoim pasierbem Franciszkiem Kurowskim wybrali się zaraz po wojnie na „ziemie odzyskane”. Tuż po wyzwoleniu Wieliczki (luty 1945) w mieście tym brakowało miejsc pracy. „Za chlebem” ludzie przemieszczali się po całym kraju. Obaj panowie przyjechali na Wybrzeże – do Kołobrzegu. Miasto było bardzo zniszczone, same gruzy i zgliszcza. Postanowili szukać innego miejsca.

W drodze powrotnej dojechali do stacji Lębork – tutaj pociąg skończył bieg. Czekali na pierwszy pociąg, który przyjedzie na stację, okazało się, że pociąg ten jechał do Łeby. Był czerwiec 1945 roku. W Łebie była placówka wojsk radzieckich i sprawujący władze komendant oraz polski burmistrz. Franciszek Kurowski ze swoim ojczymem byli pionierami w pierwszej dwudziestce łebskich osadników. Ludwik Dańda sprowadził rodzinę z Wieliczki i objął gospodarstwo rolne oraz dom przy ul. 3 Maja (później Świerczewskiego, obecnie Nowęcińskiej). Jako inwalida wojny rosyjsko – japońskiej, były pracownik Kopalni Soli w Wieliczce, człowiek z przedwojennym średnim wykształceniem, Ludwik Dańda wykorzystując swoje znajomości pomagał pasierbowi w prowadzeniu handlu.

W budynku przy obecnej ul. Powstańców Warszawy 18 mieszkała niemiecka rodzina Rieschke (matka i syn, który był w SS i później okazało się, że zginął na froncie wschodnim). W budynku tym były pozostawione archiwa niemieckiego biura pracy (Arbeitsamt), stosy makulatury i totalny bałagan. Franciszek Kurowski dostał przydział na jeden pokój, a od 1946r., po wysiedleniu rodziny niemieckiej, otrzymał kuchnię i lokal na sklep.

W grudniu 1945 ojciec sprowadził swoją rodzinę: żonę Stefanię i dzieci Lusię, Edwarda i Tadeusza. Rodzinnie prowadzili sklep aż do roku 1949, do upaństwowienia prywatnej własności.

W sklepie można było dostać towary sprowadzane z hurtowni Pana Wójcika z Lęborka oraz słodycze z Firmy „Piasecki” z Krakowa, a także inne potrzebne do życia produkty.