Państwo Zofia i Bogumił Banaszakowie to właściwie nasi sąsiedzi zza płotu. Zawsze lubiłam patrzeć na ich ogródek pełen kolorowych tulipanów. Tam też często można było ich spotkać.
Postanowiłam odwiedzić swoich sąsiadów. Zostałam przez nich mile przyjęta, ugoszczona kawą i ciasteczkami owsianymi. Nawet pies zaakceptował moją obecność. Zaczęliśmy rozmowę na temat ich wspólnego życia.
Pan Bogumił urodził się 12.04.1939 roku, jak mówił ze śmiechem, przez przypadek w Wejherowie. Jego mama, będąc w stanie błogosławionym,przyjechała do swego męża, który przebywał w Wejherowie i wtedy właśnie pan Bogumił przyszedł na świat.
Tata pana Bogumiła był leśniczym, a mama – nauczycielką. Jego dzieciństwo związane jest ze Strzelnem w powiecie Mogilno. Po śmierci taty pan Bogumił i jego mama musieli opuścić leśniczówkę. Przeprowadzali się z miejsca na miejsce. Mama pana Bogumiła, aby wychować syna, rozpoczęła pracę w nadleśnictwie. W 1958 roku ze względu na lepsze zarobki oraz mieszkanie pan Bogumił przeprowadził się do Ulinii. Był pracownikiem lasów państwowych. 1 kwietnia 1958 roku rozpoczął pracę w Urzędzie Morskim. W Łebie zamieszkał w 1968 roku. Pracował jako kierownik obwodu ochrony wybrzeża, aż do 2005 roku, do emerytury. Potem, na pół etatu, prowadził mały ośrodek wczasowy Urzędu Morskiego. Jest leśnikiem w trzecim pokoleniu.
Pani Zofia urodziła się 6.10.1928 roku w miejscowości Świt, powiat Tuchola. Pochodzi z rodziny wielodzietnej. W rodzinie było dziesięcioro dzieci. Jako 13- letnie dziecko została wraz z siostrą wywieziona na przymusowe roboty do Grodka.Jej siostra pracowała w kuchni, a ona biegała jako goniec. Pani Zofia także pochodzi z rodziny leśników. Z Łebą związana jest od 1954 roku. Pracowała jako księgowa w Państwowym Gospodarstwie Rybackim, a po rozwiązaniu tego zakładu w „Rybmorze”.
Pani Zofia i pan Bogumił węzłem małżeńskim związali się w Bytowie w 1964 roku. Wychowali dwóch synów i córkę. Doczekali się trójki wnucząt.
Podczas naszego spotkania pani Zofia wspominała księży, którzy gościli w ich domu: Napierałę, Gocyłę, Szkółkę oraz siostrę Gwalbertę, która podczas choroby dawała zastrzyki całej ich rodzinie.
W podsumowaniu swojego życia państwo Banaszakowie powiedzieli, że bywało różnie: raz lepiej, raz gorzej, ale wszystkim życzą, aby dotrwali do tych samych lat, które oni wspólnie przeżywają – ponad 54 lata na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie.
Wypada życzyć Państwu jeszcze wiele dobrego na każdy szczęśliwie przeżyty dzień, miesiąc, rok, na ile Pan Bóg pozwoli!
Dziękuję za życzliwość, wiele ciekawych rozmów pełnych doświadczeń życiowych i pełnych też humoru.
Phil Bosmans napisał, że: „ bogactwem człowieka są: uśmiech, przyjazny gest i pogodne słowo”. Tego mi w domu państwa Banaszaków nie brakowało.
Szczęść Boże!